sobota, 21 listopada 2015

Pomysł na... drugie śniadanie

Pomysł na smaczne, drugie śniadanie w 10 minut. Dla małych i większych łakomczuchów.

Dziś podpowiem co można zrobić małemu smakoszowi na drugie śniadanie. Ale najpierw kilka słów wstępu. Wszyscy wiedzą, że dieta dziecka musi być urozmaicona, bogata w składniki odżywcze itd. Wszystko to prawda. Owszem. Ale co zrobić jak natrafimy na opór małej materii? Trzeba czasem użyć sposobu. I tak jest z naszym Bartkiem. Nie chce jeść jajek. Nie chce i już. Nawet z kiełbasą w żurku. Jedyną opcja aby zjadł coś z jajkiem jest omlet. Sam zajadałem się takimi jak byłem mały i pomysł razem z przepisem podsunęła mi babcia Bartka.
Składniki na jeden omlet. Jak chcemy więcej należy odpowiednio zwielokrotnić składniki:

- 1 jajko
- Łyżka mąki
- Pół łyżeczki cukru
- Szczypta soli i proszku do pieczenia.
- Odrobina oleju

- Patelnia ;)

Białko oddzielamy od żółtka. Z białek i cukru ubijamy (mikserem) sztywna pianę. Dodajemy żółtko i chwilę miksujemy. Dodajemy łyżkę mąki i proszek do pieczenia oraz sól. Mieszamy energicznie, tym razem już łyżką na gładka masę. Gotowe ciasto wylewamy na rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju (chyba, że mamy patelnię co oleju nie potrzebuje). Smażymy dosłownie przez chwilę na złoty kolor.
I gotowe. Omlet można posmarować dżemem (polecam truskawkowy).
Proste i szybkie do wykonania.
Smacznego



sobota, 17 października 2015

Domisie

Nie za lasem, nie za rzeką w małym domku, niedaleko… Czyli o ulubionej bajce Bartka.

Przychodzi taki moment w życiu dziecka, że odkrywa ono telewizję. Bartek nie był wyjątkiem. Na szczęście istnieją programy, które uczą poprzez zabawę. I tu polecam ulubioną bajkę Bartka. Domisie. Jest to program dla dzieci gdzie przebrani aktorzy występują właśnie jako tytułowe Domisie. Jest Eryk, Kuba, Amelka, Pysia, Strachowyj (na zdjęciu obok), a do tego kukiełki Żabki, Czajnik, Podusia, Ślimak, Sójka, Sowa Bubo-Bubo i kilka innych. Domisie Bartek może oglądać godzinami. Ma to jedna zaletę. Kiedy przychodzi pora obiadu, a Bartek nie wyraża entuzjazmu, włączenie Domisiów jest wręcz zbawienne. Wiem, może to mało pedagogiczne ale jeśli mam wybierać: zjedzony obiad czy grymaszenie, wybieram obiad.
Na szczęście Domisue to jeden z powodów, dla którego warto (choćby czasem) zapłacić abonament TV ;). Poważnie. TVP (producent Domisiów) dała radę. Każdy odcinek uczy czegoś nowego. Oszczędzania wody, jak zrobić wiatraczek (po tym odcinku z Bartkiem musiałem taki zrobić ale było warto. Radość Bartka: bezcenna). O numerze alarmowym 112 (tak, Bartek jeszcze jest za mały ale dla starszych dzieci jak znalazł), o odnawialnych źródłach energii. O myciu rąk, sprzątaniu po sobie czy też konieczności jedzenia warzyw i że warzywa są zdrowe… Można by tak wymieniać godzinami. Do tego każdy odcinek wzbogacony jest piosenkami, co spodoba się każdemu dziecku. Domisie są codziennie, kilka razy emitowane na TVP ABC. Sporo odcinków jest też w sieci, a jak są w sieci to można ściągnąć na kompa, tablet czy smartphona ;) Ja mam kila odcinków na telefonie. Przydają się zwłaszcza jak trzeba jechać gdzieś dalej samochodem, a fotelik zaczyna parzyć.

Domisie to jeden z tych przypadków, kiedy to telewizja czegoś może dziecko nauczyć, dostarczając jednocześnie rozrywki. Więc miłego oglądania dla małych i większych Domisiaków.

wtorek, 22 września 2015

Wspólna pasja

Słyszeliście, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Coś w tym jest, bo mamy z Bartkiem wspólną pasję. Samochody.

Samochody to coś co nas kręci. Wie o tym każdy facet i część kobiet. Ale jak, samochody to zawsze była moja pasja. Choć być może trudno w to uwierzyć, to do dziś pamiętam jak miałem chyba 5 lat i dostałem od swojego taty metalowego resoraka Volvo 750. Cały metalowy, z MATCHBOX. A w drugiej połowie lat osiemdziesiątych to było coś… Mam go do dziś, a w przyszłym roku minie 30 lat od jego produkcji. Samochodami interesowałem się od małego, i do dziś jest to jedna z moich pasji. Dlatego tym bardziej się cieszę, że mogę moją pasję dzielić z synem. Niby to naturalne, że chłopak interesuje się samochodami, ale cieszy. Latem, we dwóch odwiedziliśmy targi tubingowe, gdzie mieliśmy okazję zasiąść między innymi za kierownicą krwisto-czerwonego Ferrari.

Pierwsze samochodziki jakimi bawił się Bartek to były  moje. Tak, stary koń i bawi się samochodami… Możliwe. Kilka lat temu jedna z firm zaczęła produkować zabawki- samochody rodem z PRL. Maluch, Polonez, Warszawa, Nysa. Bartek bawi się wszystkimi. Ale prawdziwą furorę robią samochody co robią „ijo”. Czyli dla nie wtajemniczonych, z sygnałem na dachu. Bartek dostał 2 takie, straż pożarną i ambulans. Z napędem sprężynowym, które dodatkowo po naciśnięciu tylnej osi zaczynają migać kogutami i wydawać dźwięk syreny. Czad. 

Resoraki to jedno, a prawdziwe samochody to drugie. I tu zaczyna się prawdziwa jazda. Prawdziwa, bo Bartek uwielbia „prowadzić”. Czyli siadać u mnie na kolanach i jechać ze mną od bramy i wjeżdżać  do garażu, siedząc ze mną na kolanach. A jak jeszcze przy tym zatrąbi to jest pełnia szczęścia. Ze mną, z dziadkiem. Nie ważne, byle za kierownicą. Już wie gdzie stacyjka, gdzie się zmienia biegi i gdzie jest gaz. A ma dopiero 2 lata.

I już dostał swój pierwszy samochód. Taki na akumulator, w którym może jeździć sam, naciskając gaz. A, że z niego taki samochodziarz zaczęliśmy go uczyć rozpoznawania marek samochodów. Oczywiście po znaczkach ;). Zaczął od Peugeota, bo tata jeździ Peugeotem. Później była Toyota (bo szwagierka ma), a później Opel, Honda, Audi, a ostatnio nawet Renault. Ostatnio każdy spacer obok jakiegoś parkingu wzbogacony jest o atrakcje jakie samochody są zaparkowane lub jadą ulicami. Jeśli tylko Bartek zna już tą markę musi powiedzieć jaki to samochód. A skoro tak dobrze mu idzie to za chwilę wprowadzimy kolejną nazwę. 


Wiec szerokiej drogi. I jak to mówią starzy wyjadacze, szerokości i przyczepności ;)

niedziela, 6 września 2015

Drugi krok

Kiedy pieluchy zaczynają być już obciachem czas na naukę sygnalizowania potrzeb. Czyli nauka wołania „siku”.

Jakoś na początku lata zaczęliśmy uczyć Bartka aby wołał, że chce siku i kupkę. I choć początki były trudne, bo opór Bartka był wręcz wybitny, odnieśliśmy w tej materii sukces. Bartek już od ponad miesiąca woła za każdym razem jak chce się wysikać czy zrobić „dwójkę”, A pieluchy zakładamy mu (i to jedynie asekuracyjnie aby nie posikał łóżka) tylko do spania  na noc i podczas popołudniowej drzemki lub jak musimy jechać gdzieś, gdzie nie będzie możliwości natychmiastowej reakcji na nagłą potrzebę. Bo jak „siku” się chce to teraz, zaraz, natychmiast i nie ma, że za chwilę. Już.
Do nauki były potrzebne oczywiście odpowiednie akcesoria. Po pierwsze nocnik i nakładka dla dzieci na deskę klozetową. Przydatna będzie również specjalna podstawka, którą można postawić przed kibelkiem, aby dziecko stało wyżej. I tu chwila na wyjaśnienie. Piszę jak to jest z chłopakiem, z racji, że mam syna. Jak to jest z dziewczynkami nie mam pojęcia wiec nie będę się wypowiadał ;)

Początki były trudne, choćby z tego powodu, że nocnik ewidentnie „parzył”, podobnie specjalna nakładka na deskę klozetową. Dlatego pierwsze próby sikania na zawołanie były do… kwiatka na podwórku bo Bartek, jak na chłopaka przystało sika na stojąco. Trudno się mówi, jednego trzeba było poświecić dla „wyższej” idei. A wyglądało to tak: Bartuś, chcesz siku? Nie, a może jednak. I za którymś razem Bartek się wysikał. 
 Oczywiście na początku trzeba było mu zasugerować, że mu się chce ale pomału Bartek załapał o co chodzi. Teraz ładnie woła kiedy mu się zachce, a także wysika się na żądanie, oczywiście jeśli ma coś do wysikania ;). A technicznie wygląda to tak: stawiamy podstawkę przed kibelkiem, Bartek staje na podstawce, spodnie do połowy masztu i niech się leje, prosto do muszelki. Podobnie było z dwójką. Na początku robił do nocnika ale prawdziwy entuzjazm Bartek wykazał jak przekonał się do nakładki na deskę i do tego, że „dwójka” robi plum do wody. Pomocny w przekonaniu dziecka może być grający nocnik. Są takie nocniki (są, wcześniej o tym nie wiedziałem, ale są) które posiadają specjalne czujniki, które po zalaniu lub „zabrudzeniu dwójką” uruchamiają melodyjkę, co dla dziecka może być sporą atrakcją, która ułatwi przełamanie wewnętrznych oporów ;)
Może w tym szaleństwie jest metoda…

niedziela, 23 sierpnia 2015

Puzzle

Coś co jednocześnie bawi i rozwija. Czyli zabawa puzzlami od małego

Do tej pory pisałem o tym co było kiedyś. Dziś mała odmiana, napisze o czymś co się dzieje teraz. A dzieje się. Ostatnio hitem jeśli chodzi o zabawę są puzzle. Bartek może układać je w kółko.  O zaletach zabawy puzzlami nie ma sensu dyskutować, bawią i rozwijają jednocześnie. Jakiś czas temu dostał pierwsze puzzle przeznaczone dla dzieci w jego wieku, czyli dwu latka. Zabawa od razu przypadła mu do gustu, chyba też dla tego , ze na jednym z obrazków było „koko” czyli, dla nie wtajemniczonych, kura. Niedawno dostał od cioci i wujka kolejne puzzle, a widząc jak zabawa puzzlami przypadła Bartkowi do gustu, sam kupiłem mu jeszcze jaeden, podobny zestaw. 


I zabawa rozpoczęła się na dobre. Bartek puzzlami może się bawić bez przerwy. Jeden z zestawów jaki niedawno dostał zawiera 6 obrazków z samochodami, jak to dla chłopaka. Obrazki składają się z ramki i od 2 do 7 elementów dla stopniowania trudności, ale teraz nawet obrazek z 7 elementów nie stanowi problemu. Puzzle wykonane są z grubej tektury, ok. 3 mm, więc dziecko nie popsuje ich tak prędko.






Kolejne puzzle to 3 obrazki z bohaterami filmu Samoloty (bodajże część druga ;) ). Te też składają się z ramki i od 6 do 12 elementów. I tu ciekawostka. Większy obrazek układa się na mniejszym. Puzzle oraz ramka wykonane są z drewnianej sklejki wiec są jeszcze bardziej odporne na niszczące działanie małych rączek ;)

Więc… Kupujmy puzzle. I miłej zabawy J

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rowerek

Co zrobić jak dziecko wyrośnie już z wózka lub nie chce już w nim jeździć? To najwyższa pora na pierwszy rowerek, czyli dziś o czymś dla już większych chłopców i dziewczynek.

Niektórzy twierdzą, że rower to jest to. Nie odmówię im racji, choć sam od dawna na rowerze nie jeździłem ale mam co roku ambitne plany zakupu… Ale nie o tym dziś chciałem, a o dziecięcych rowerkach. Jest to świetny następca spacerowego wózka. Nasz Bartek, o czym już wcześniej pisałem już jesienią zeszłego roku, czyli mając nieco ponad rok przestał jeździć w wózku, a teraz kiedy ma już dwa lata, wózek zaczął czekać na lepsze czasy, czyli kolejne dziecko w rodzinie ;) swój pierwszy rowerek na trzech kołach Bartek dostał w prezencie i był to strzał w dziesiątkę. Obecnie w każdym dłuższym spacerze, czy wyjściu na osiedle do sklepu, na plac zabaw czy gdziekolwiek towarzyszy nam rower. Wybór jest przeogromny i rozpiętość cenowa jeszcze większa. Rowerki znajdziemy w każdym hipermarkecie na dziale dziecięcym, czy z nadejściem wiosny ale w tym przypadku warto zainwestować ciut więcej w sprzęt o lepszej jakości, wyposażony choćby w pompowane koła, wygodna kierownicę dla osoby prowadzącej rower, czy praktyczny koszyk z tyłu, gdzie zmieści się butelka z piciem czy sweterek/kurtka dla dziecka, a nawet mniejsze zakupy.
Bartek dostał model Sun Baby Super Trike i jest to sprzęt na prawdę z najwyższej pólki, a do tego w 100 % wart swojej ceny. Przystosowany już dla małych, nieco ponad rocznych dzieci ale rośnie razem z dzieckiem dzięki masie odpinanych, a już zbędnych z wiekiem dziecka elementów, takich jak pałąk dookoła dziecka, pasy, daszek przeciwsłoneczny czy też kierownica dla rodzica. My z Bartka rowerka zdemontowaliśmy już daszek, bo nam przeszkadzał i dodatkowy pokrowiec na siedzenie, zapinany do pałąka, ponieważ Bartek już sam siada na rower, trzeba mu tylko otworzyć pałąk bezpieczeństwa i później oczywiście zapiąć, ale to już chce robić samodzielnie i musze przyznać świetnie mu to idzie.

Bartek, a my z Agnieszką razem z nim, ze swojego rowerka korzysta już od roku i podejrzewam, że i w następnym będzie na nim jeździł, może już samodzielnie. Teraz już dosięga nogami do pedałów ale samodzielne pedałowanie jeszcze mu nie wychodzi. Może za rok będzie miał już tyle siły, że sam będzie mógł pedałować ale na razie to mama lub tata służą  za napęd pojazdu.

Poniżej przedstawię dokładnie rozrysowany model jakim jeździ Bartek, ze wszystkimi zaletami. Na dziś to tyle, a wszystkim kierowców, dwóch, trzech, czy czterech kółek życzę szerokości przyczepności. Bajo.


niedziela, 19 lipca 2015

Razem

Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu ale miałem kilka spraw na głowie. Dziś wracam i podzielę się kilkoma wspomnieniami. Czyli dziś o spędzaniu czasu z dzieckiem.

Będę szczery. Uwielbiam spędzać czas z Bartkiem. Uwielbiam, po prostu uwielbiam. Nic tak nie cieszy i nie odpręża jak zabawa i w ogóle spędzanie czasu z dzieckiem. A uczucie kiedy Bartek woła „tata, taka choć” i ciągnie mnie za rękę aby się z nim bawić, po prostu bezcenne. Od samego początku chciałem spędzać z Bartkiem jak najwięcej czasu i robić z nim jak najwięcej rzeczy. Tak, przyznam się i to z dumą, od samego początku karmiłem Bartka, oczywiście przy pomocy butelki bo piersią nie dałbym rady ;). Wstawałem w nocy aby zrobić mleko i jak przyszedłem z butelką to Agnieszka kładła mi Bartka na ręce i to ja go karmiłem. Później wspólne spacery i oczywiście zabawa. Odpowiednia dla wieku. Najpierw grzechotkami czy na macie edukacyjnej, a kiedy Bartek podrósł to bawiliśmy się klockami. Ja budowałem mu wierzę z klocków, a Bartek ją przewracał. Miał z tego niezły ubaw, ale jeszcze większe było moje zadowolenie kiedy zauważyłem, że Bartek sam usiłuje budować wierzę z klocków, tak jak ja mu pokazałem. Nawet klocki chciał łapać tak samo jak ja w jedną rękę, choć te jeszcze mu się nie mieściły do rączki. A wieczorem czas na kąpiel. Kąpie oczywiście tata. Czyli ja.  A doszło do tego tak, że Agnieszkę kiedyś zaczął boleć nadgarstek i nie była w stanie utrzymać główki Bartka, wiec obowiązek kąpania przejąłem ja i tak już zostało. Kiedy Bartek zaczął coraz więcej mówić pytaliśmy się, Bartuś kto cię będzie kąpał? Tata. Po kąpieli Agnieszka wycierała i ubierała Bartka, a ja robiłem mleko lub kaszkę. I tu tak samo. Bartuś, kto da kaszkę? Tata. Radość nie do opisania. Pierwsze kroki też były z tatą. Stawiałem Bartka przy łóżku, oddalałem się na kilka kroków, kucałem przodem do niego i  z wyciągniętymi rękami wołałem aby do mnie przyszedł. Na początku niepewnie ale po chwili szedł sam kilka kroków. A jak już do mnie doszedł śmiał się z całych sił, zadowolony z siebie. A teraz kiedy Bartek ma już niemalże dwa lata (za tydzień urodziny) robimy razem prawie wszystko. Razem bawimy sie samochodani i budujemy zamek z klocków. Idę po bułki do sklepu, Bartek ze mną. Jak przyjedziemy skądś do domu i wjedziemy na podwórko, Bartek musi u mnie na kolanach przejechać samochodem od bramy do garażu. I ma z tego niezłą frajdę. Kiedyś jak przyjechałem z pracy i nie wjechał ze mną do garażu bo wjechałem sam był taki płacz, że uspokoił się dopiero jak mu obiecałem, że zaraz wjedziemy do garażu jeszcze raz. A hitem porównywalnym z jazdą samochodem jest wspólne gotowanie, bo z Bartka jest pomocnik pierwsza klasa, ale tak się dziś rozpisałem, że o wspólnym robieniu kotleta opowiem innym razem. A jest o czym opowiadać. Tymczasem zachęcam jeszcze do obejrzenia kilku wspólnych zdjęć z Bartkiem.


Rano z Bartkiem


Tata karmi :) ...


...i usypia ...


... i zabiera na spacer..


... tata wykąpie.


Z tatą odkryję co jest po drugiej stronie lustra ;)


I nauczę sie z tatą chodzić.


Zabawa z tatą.