Dziecko rośnie, rozwija się i mleko czy to matki czy to modyfikowane po woli przestaje wystarczać. Przychodzi taki moment, że należy wprowadzać inne posiłki. I ten moment przypada ok. 4 miesiaca życia. Na pierwszy ogień kilka słów o „zupkach”, czyli przecierach warzywnych i owocowych. Wszelkie mądre poradniki radzą aby zacząć od podawania warzyw, a dopiero później owoców. My zaczęliśmy od marchewki ze słoiczków. W każdym sklepie znajdziecie bogaty wybór różnych producentów. Gerber, Bobovita, Babydream (dostępne w Rossmanie) Hipp, Nestle, Agugu (dostępne m. in. w Tesco). To tylko najpopularniejsi producenci. Wybór słoiczków z kategorii „pierwsza łyżeczka” jest ogromny. Marchewka, pietruszka, brokuł, marchewka z ziemniakiem.
Nie będę się rozpisywał, zobaczcie na półkach w sklepie. Ale wracając do marchewki. Bartek marchewkę jadł w miarę chętnie. Choć wydawała nam się pozbawiona smaku. I coś w tych naszych przypuszczeniach było, bo brokuł okazał się totalną porażką. Bartek nie chciał go w ogóle jeść. Śmierdział potwornie, a smakował jeszcze gorzej. W tym momencie postanowiliśmy, że przestajemy kupować gotowe słoiczki i zaczynamy sami gotować Bartkowi zupy. Na początek same warzywa, ziemniak, marchewka, pietruszka. Później rozszerzaliśmy listę składników o kolejne warzywa. Brokuł, kalafior, a nawet czasem brukselka czy groszek. Te kupowaliśmy mrożone i do każdej porcji dawaliśmy różyczkę czy dwie (zależy czy były duże czy małe).
Do tego kawałek mięsa z indyka, królika lub kawałek łososia bez skóry. Wszystko gotowane razem. I tu kilka rad. Ponoć dziecku nie należy przyprawiać posiłków. Nam zaprzyjaźniona pani pediatra powiedziała, że nie należy się obawiać dodania szczypty soli, odrobiny masła czy oliwy z oliwek do zupy. Posiłek będzie po Prost smaczniejszy i dziecko będzie chętniej jadło. Z wiekiem można poszerzyć listę przypraw o odrobinę majeranku, bazylii, oregano, liść laurowy czy ziele angielskie (te dwa ostatnie przed zmiksowaniem należy wyjąć z zupy).
I właśnie, po ugotowaniu miksujemy blenderem i
smacznego mały kolego (lub koleżanko). Bartek chętnie jadł domowe obiadki. Mają
one kilka zalet. Po pierwsze wiemy co dajemy dziecku. Po drugie mamy możliwość
indywidualnego dobrania proporcji i składników. A po trzecie, gotowanie samemu jest
po prostu tańsze. Słoiczki maja tą zaletę, że są wygodne. Nie trzeba tracić
czasu na gotowanie zup, a wygodnie jest też je zabrać gdy gdzieś się jedzie z
dzieckiem, akurat w porze obiadu. U nas tak jak wcześniej powiedziałem,
zdecydowały upodobania kulinarne Bartka i codziennie (lub co 2 dni jak
ugotowaliśmy więcej) na kuchence stał mały garczek z zupą dla Bartka.
Poza warzywami trzeba
wzbogacać jadłospis o owoce. Ale o tym napisze już następnym razem. Zapraszam i
do zobaczenia, a dzieciom, życzę smacznego.